Nie wiem jak odnalazłam teraz ten draft.
Pierwsza wersja wisiała w limbo napisana po angielsku w lutym 2020 roku.
Nie mogłam sobie nawet przypomnieć tytułu tego bloga.
Na pewno chciałam zatytułować go ‘daleka droga do domu’, ale nazwa była wtedy niedostępna. W dalszym ciągu pierwotny pomysł bardziej ze mną rezonuje, daje więcej optymizmu i szansy na dotarcie do celu. Może to przeznaczenie, ten cały brak wyboru.
Ostateczne postawienie kropki w miejscu średnika.
Postanowiłam przetłumaczyć ten wpis na język polski.
Jeśli kiedykolwiek jeszcze coś tu napiszę to właśnie tak bym chciała.
Zakończyło mnie to, że minęły już prawie cztery lata, kiedy poczułam żeby wypuścić słowa w eter, pozwolić im wyjść poza ramy.
Nie dziwi mnie wcale to, że każde zdanie jest nadal aktualne i świeże, jakbym napisała je dziś. I tak jest od dawna. Od dwudziestu lat, może nawet dłużej.
Nie mniej, nie wiecej
Zawsze miałam dużo do powiedzenia. Właściwie to nawet do wykrzyczenia, bo zbyt często wszystkie moje myśli układają się w słowa jedynie w mojej głowie. I tam zostają uwięzione. Zamknięte. Podczas gdy ja pilnuję. Zawsze stoję na straży, starając się utrzymać porządek. Zazwyczaj się to nie opłaca, a obowiązków jest znacznie więcej niż korzyści. Nie powiedziałabym, że jest czego zazdrościć – wręcz przeciwnie. Próbując zamknąć wszystkie te rozmowy i monologi w swojej głowie, powoli sama staję się ich więźniem.
Zastanawia mnie czy sama doprowadziłam do tej sytuacji, czy może nieświadomie stałam się jej częścią. Prawo narodzin. Narodziny wbrew woli. Te wszystkie słowa, chciały się wydostać. Więzione od tak dawna, buntują się. Dlatego zdecydowałam się je zapisać, skoro nie mogę ich tak po prostu uwolnić i wypuścić. Doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem na poradzenie sobie z nimi będzie ich wypowiedzenie. Podzielenie się nimi. Próba uchwycenia sensu w jednym zdaniu, opisanie treści i znaczenia jednym prostym hasłem. Niemożliwe zasady gry, w którą postanowiłam zagrać. Jak na ironię, zastanawiając się jak idealnie zatytułować ten nieprzerwany, nieskończony potok refleksji, stworzyłam ich tylko więcej.
Porządkując słowa chciałabym wyjść poza ten chaos myśli i skonfrontować się z prawdą. Kim jesteśmy pod warstwami imion, masek, alter i superego, osobowości, wcieleń, pseudonimów i drugoplanowych ról? Nieustannie dekonstruując, deformując, adaptując własne ja, żeby stać się tym, kim w tej chwili być możemy. Nie mniej, nie więcej. I nie czyni nas to wcale wyjątkowymi i niepowtarzalnym. Na końcu liczy się tylko to, że trzeba tworzyć siebie na nowo, ponieważ kimkolwiek jesteś lub kimkolwiek chcesz się stać, nie jest już wcale możliwe. Wszystko już się wydarzyło, wszystko zostało wcześniej przez kogoś pomyślane. Niemożliwe jest stać się kimś innym równie mocno, jak pozostanie sobą. Jedyne co pozostaje to po prostu być. Cała reszta jest tylko iluzorycznym wyborem.